niedziela, 20 grudnia 2015

#1 CHRISTMAS WISHLIST

Z okazji zbliżających się świąt, wypadałoby stworzyć jakąś listę prezentowych życzeń. Od pewnego czasu chodzą mi po głowie akcesoria i kosmetyki do makijażu, które chciałabym mieć w swojej kosmetyczce. Ostatnio dosyć mocno wkręciłam się w świat kolorówki i mam zamiar prowadzić na bloga serię postów o kosmetykach kolorowych, a może nawet coś związane z makijażem. Zobaczę, jak mi to wyjdzie :-)

Tymczasem chciałabym pokazać Wam moja listę 'must have', właśnie z działu kosmetyki kolorowej i akcesorii.


#1 THE BALM





1. Zestaw cieni 'BALMSAI'  zawierający 18 cieni do powiek matowych i błyszczących. Niektóre z tych cieni można również wykorzystać do stylizacji brwi. Paletka zawiera szablony - jeden do podkreślania brwi, drugi ułatwiający wykonanie linii eyelinerem. Ciekawe, prawda? Cena ok 150 zł
2. 'MARY - LOU- MANIZER'  rozświetlacz, cień do powiek i nabłyszczacz w jednym. Cena ok 90 zł
3. Paletka matowych cieni do powiek 'Meet Matt(e) Nude.' Cena ok 150 zł


#2 INVISIBOBBLE





Gumek invisibobble chyba nie muszę nikomu przedstawiać. Bardzo przypadły mi do gustu szczególnie te trzy kolory gumek pochodzące z jesiennej kolekcji. Prawda, że cudowne?



#3 MAKEUP REVOLUTION




1. Paleta profesjonalnych 32 cieni, matowych i błyszczących. Idealna do wykonania makijażu wieczorowego jak i dziennego. Cienie podobno są bardzo dobrze napigmentowane, więc myślę że opłaca się w nie zainwestować. Cena też nie jest wygórowana, bo 40 zł za taką jakość to niewiele.
2. W tej palecie znajduje się aż 144 cieni, również matowych i błyszczących. Do gustu przypadły mi te piękne pastele znajdujące się na dole palety. Cena ok.70 zł



#4 ANASTASIA BEVERLY HILLS




Jest to paleta do konturowania twarzy na sucho. Podobno jest idealna! Świetnie napigmentowana i trwała. Mam nadzieję, że niebawem znajdzie się z mojej kosmetyczce. Cena ok 160 zł.



#5 RZĘSY NA PASKU ARDELL





Jeszcze nigdy nie nosiłam rzęs na pasku, więc kiedyś musi być ten pierwszy raz. Po konsultacjach z koleżanką, wybrałam rzęsy 'ARDELL' model 'DEMI WISPIES'. Mam nadzieję, że nie będą wyglądać zbyt ciężko, i będę mogła zakładać je nawet do codziennego makijażu :-) Cena ok 14 zł



poniedziałek, 26 października 2015

Po co nam złuszczanie?!

Pracując w branży kosmetycznej, często spotykam się z niewiedzą na temat złuszczania naskórka. Zawsze wspominam, że przynajmniej 2 razy w tygodniu, należy zrobić peeling... I dosyć często pojawia się pytanie - a dlaczego? a po co? Dziś chciałabym Wam przybliżyć po co powinniśmy co jakiś wykonywać sobie ten jakże prosty zabieg. Skupiłam się głównie na peelingach, które w łatwy i nie zagrażający naszej skórze sposób, możemy wykonać sami w domu.

Nasza skóra, a dokładniej komórki naszej skóry, średnio co 30 dni ulegają złuszczeniu.. Dzieję się tak, za sprawą wielowarstwowej budowy naszego naskórka. Najgłębiej położona warstwa, tzw. rozrodcza, cały czas 'produkuje' komórki, które 'wypychają' te starsze ku górze. Gdy już znajdą się one, że tak powiem, 'na zewnątrz', ulegają złuszczeniu, albo po prostu pozostają sobie na naszej skórze i zbierają się i zbierają...Z jednej strony pełnią one rolę bariery, która chroni naszą skórę przed nadmierną utratą wody z organizmu, ale z drugiej strony mogą powodować powstawanie  m.in. tzw. 'pryszczy', zatkanych porów, zaskórników, stwardniałej skóry, np. na stopach czy łokciach, itd...

Aby móc złuszczyć nadmiar zrogowaciałych komórek, potrzebne jest, od czasu do czasu, wykonanie peelingu. Jest to zabieg, który pomaga złuszczyć obumarłe komórki naskórka. Ma on na celu poprawienie kondycji, wyglądu skóry, ale jest też wykonywany przed różnego rodzaju zabiegami w celu zwiększenia przenikania substancji aktywnych wgłąb skóry.
Są dwa rodzaje peelingów: chemiczny i mechaniczny. Ten pierwszy działa za pomocą substancji chemicznych, tzw. enzymów, które rozpuszczają zrogowaciałe komórki. Do takich substancji należą między innymi: papaina zawarta w owocu papai, bromelina znajdująca się w ananasie, kwasy AHA, BHA. Peeling chemiczne są najczęściej polecane do cery suchej, cienkiej, wrażliwej, naczyniowej, skłonnej do podrażnień.

Z wypróbowanych peelingów chemicznych mogę polecić Wam Peeling Purederm z ekstraktem z jabłka i kwasami AHA, które działają złuszczająco, i z kwasem hialuronowym, który dodatkowo działa nawilżająco. Cena ok. 10 zł, dostępne tylko w drogeriach HEBE.






Peeling enzymatyczny Lirene występuje w dwóch wersjach- w tubce bądź w saszetce.




Maska wygładzająca firmy AVA z papainą i bromeliną cena ok. 4 zł - dostępne w HEBE.





Peeling mechaniczny, jak nazwa wskazuje, działa na zasadzie mechanicznego ścierania obumarłego naskórka. W tego typu peelingach stosujemy mikrogranulki, które podczas masażu twarzy, bądź ciała, złuszczają nadmiernie nagromadzone komórki skóry. "Materiałem ściernym" w peelingach mechanicznych jest najczęściej sól, cukier, rozdrobnione łupiny orzechów, rozdrobnione pestki owoców bądź syntetycznie pozyskiwane drobinki złuszczające. Tego typu peeling polecany jest głównie do ciała i cery normalnej, tłustej bądź mieszanej i trądzikowej. Przy cerze trądzikowej należy pamiętać, że gdy na twarzy występują stany ropne, W ŻADNYM WYPADKU NIE MOŻEMY WYKONAĆ PEELINGU, ponieważ możemy sobie zrobić jeszcze większą krzywdę.

Z racji że mam bardzo wrażliwą, cienką skórę, stosuje tylko peelingi enzymatyczne i nie mam co Wam polecić z mechanicznych peelingów do twarzy... Ale na pewno mogę pokazać kilka sprawdzonych peelingów do ciała:

Eveline Slim Extreme 4D, cena ok. 15 zł.


Peeling borowinowy do ciała tołpy, cena 7,99 zł


Peeling do ciała, możecie również przygotować sami w domu w bardzo prosty sposób. Wystarczy, że zmieszacie zmielone ziarna kawy z ulubionym olejkiem do ciała i gotowe!

Pozdrawiam.


poniedziałek, 12 października 2015

Nacomi - Krem normalizujący 20+

Jedną z moich wad, którą z jednej strony lubię a z jednej nie, jest impulsowe kupowanie rzeczy, które jakoś nadzwyczaj nie są mi potrzebne. Tyczy się to szczególnie kosmetyków (i butów...). Mając w domu chyba z dwa kremy do twarzy na dzień, dwa na noc i dwa pod oczy, kupiłam kolejny...

Z  Nacomi 'spotkałam' się całkiem niedawno, odwiedzając po raz pierwszy miejscową drogerię. Bardzo zaciekawił mnie asortyment oferowany przez tę markę i składy kosmetyków.  Proste, bez udziwnień, parabenów, barwników i PEG-ów i wykonywane z naturalnych składników.

Krem, który wybrałam, 'przyciągnął' mnie do siebie przede wszystkim swoim składem. Z racji, że mam cerę mieszaną, receptura pasuje idealnie. Poza składem, ma proste opakowanie i korzystną cenę - ok 25 zł.









Jakie mamy tu składniki aktywne?
-olej z pestek winogron- ma wiele witamin, między innymi A, D, E, K, B6, kwas linolowy i flawonoidy. Hamuje procesy starzenia, regeneruje i odżywia skórę, łagodzi podrażnienia, nawilża i natłuszcza skórę, ujędrnia i napina skórę.
-olejek jojoba- olej ten swoją budową zbliżony jest do łoju wydzielanego przez skórę człowieka. Dlatego stosowany na suchą skórę, chroni ją przed wysuszeniem, nawilża i zmiękcza, zaś nakładany na tłustą cerę, hamuje wydzielanie nadmiaru sebum, przyśpieszając dzięki temu regenerację komórek skóry. Zachowuje też naturalne pH skóry, dzięki temu skóra jest miękka, elastyczna i jędrna. Dodatkowo jest naturalnym filtrem przeciwsłonecznym.
-olej kokosowy- kwasy tłuszczowe zawarte w tym oleju głęboko penetrują i odżywiają skórę. W przypadku cery suchej, jest doskonałym 'kremem' nawilżającym i wygładzającym. Kwas laurylowy zawarty w olejku kokosowym ma właściwości antybakteryjne, i dzięki temu wspaniale sprawdza się przy cerze tłustej.
-gliceryna- utrzymuje nawilżenie skóry, wygładza, regeneruje, poprawia elastyczność i jędrność skóry, łagodzi i koi podrażnienia.
-olej sezamowy- jest bogaty w mikro i makro elementy niezbędne do zdrowia i urody skóry, takie jak: fosfor, wapń, magnez, żelazo i cynk. Zawiera również tokoferole, witaminę B6, kwas linolowy. Zawiera również naturalne konserwanty- sezamol i sezamina. Sezamol  w połączeniu z tokoferolem jest aktywnym utleniaczem, więc olej sezamowy dzięki temu charakteryzuje się właściwościami antyoksydacyjnymi. Chroni też przed niekorzystnym wpływem czynników zewnętrznych, zmniejsza utratę wody przez naskórek, zwiększa elastyczność skóry, działa odtruwająco i regulująco (reguluje pracę gruczołów łojowych, poprawia krążenie i oczyszcza skórę z toksyn).
-olej z konopii indyjskiej- zawiera wiele składników aktywnych: NNKT (ok.75%!), kwas oleinowy, palmitynowy, gamma-linolenowy, arachidonowy, eikozanowy, przeciwutleniacze, proteiny, aminokwasy, karoten, fitosterole, fosfolipidy, minerały (wapń, magnez, siarka, potas, żelazo, cynk, fosfor) i witaminy rozpuszczalne w tłuszczach (A, D, E, K). Jest jednym z najbardziej "suchych" olei. Ma właściwości nawilżające, antyoksydacyjne, reguluje wydzielanie sebum, uzupełniają strukturę cementu międzykomórkowego, zmniejsza przebarwienia, wyrównuje koloryt skóry, łagodzi stany zapalne, chroni przed promieniami UV.
-ekstrakt z trzęsaka morszczynowatego- jest to grzyb. Ma działanie nawilżające, przeciwzapalne, rozjaśniające i antyoksydacyjne.
-ekstrakt z twardnika japońskiego- nie znalazłam prawie żadnych informacji na temat właściwości kosmetycznych tego grzyba. Przeczytałam jedynie, że może wiec właściwości antybakteryjne i bakteriobójcze, ale może być potencjalnym 'podrażniaczem' skóry. Badania wykazują dodatkowo, że spożywanie tego grzyba, bądź ekstraktu, może działać przeciwnowotworowo.
-ekstrakt z lukrecji gładkiej- ma właściwości nawilżające, hamuje wzrost bakterii, wirusów i grzybów, działa przeciwtrądzikowo.
-miedź- ma właściwości przeciwutleniające, przeciwstarzeniowe, reguluje wydzielanie sebum, dzięki temu dobrze sprawdza się przy cerze tłustej.
-cynk- w preparatach kosmetycznych, charakteryzuje się działaniem ściągającym, ochronnym, przeciwbakteryjnym, złuszczającym. Kosmetyki na bazie cynku ułatwiają oczyszczanie skóry z nagromadzonego łoju, przywracają naturalne pH skóry, ściągają pory skóry, łagodzą stany zapalne i zmniejszają skłonność skóry do powstawania zaskórników.








Jak widać, krem ma bardzo przyjemną 'oprawę graficzną'. Producent podaje wszystkie niezbędne informacje na temat składników aktywnych i działania kremu, na opakowaniu, w zwięzły i zrozumiały dla każdego sposób. Słoiczek też jest niczego sobie :-)






To co również urzekło mnie w tym kremie, to zapach cytrusów i lekka konsystencja. Krem łatwo się rozsmarowuje i pozostawia na twarzy delikatny film, lekko natłuszczający, który dosyć powoli się wchłania, ale nie jest aż tak tłusty, żeby zaraz się do niego wszystko lepiło.




Z moich kilkudniowych obserwacji, po użytkowaniu tego kremu, mogę powiedzieć, że moja skóra na pewno jest dzięki niemu bardziej miękka i nawilżona,  pory skóry nie zatykają się, zauważyłam też, że wszelkie krosty czy strupki, pryszcze itd. itp., szybciej się wygoiły.
Jak na razie jestem na początku użytkowania tego kremu, więc pewnie inne, mam nadzieje pozytywne efekty, ukażą się z czasem.

Myślę, że nie ma co zwlekać i warto go jak najszybciej wypróbować! Taki skład za taką cenę, to naprawdę coś wspaniałego dla Twojej cery. Możesz jej zafundować bombę witamonowo- minerałowo- odżywczą, a 'ona' z pewnością odwdzięczy Ci się swoim promiennym, zdrowym blaskiem :-)


Pozdrawiam.

środa, 7 października 2015

ALTERRA Olej do włosów z pestek moreli BIO 50 ml

Ostatnio mam problem z przesuszonymi końcówkami. W desperacji szukam cały czas ratunku dla moich włosów... Wcześniej skusiłam się na 100% olejek z orzechów macadamia, ale to nic mi nie daje. Niedawno na aplikacji Kosmetyk Wszech Czasów portalu wizaż.pl znalazłam opisywany w tym poście olejek. Z racji, że miał wiele pozytywnych opinii, skusiłam się na zakup. Oczywiście cena jak zawsze zachęcająca :-)






Bardzo byłam ciekawa czy rzeczywiście jest tak cudowny, odbuduje moje końcówki, itp. itd. :-)
Skład wygląda na bardzo obiecujący:




Olejek sojowy - ma w składzie witaminę E oraz kwasy NNKT, sterole, flawonoidy.
Olej z nasion słonecznika - podejrzewam, że w tym olejku pełni on rolę rozpuszczalnika dla innych olei, ale tak sam w sobie ma właściwości okluzyjne i wygładzające. Jest również źródłem NNKT, głownie kwasu linolowego i witaminy E.
Coco-caprylate (mieszanina estrów kwasów kaprylowego i kaprynowego z alkoholami z oleju kokosowego) - stosowany na włosy ma właściwości okluzyjne, czyli zapobiega nadmiernemu odparowywaniu wody. Dzięki temu wygładza włosy.
Olej ze słodkich migdałów - w składzie  zawiera kwas oleinowy, linolowy i wiele innych kwasów tłuszczowych, wiele witamin - A, B1, B2, B6, D, E i składników mineralnych. Stosowany na włosy wykazuje właściwości odżywcze i wygładzające.
Olej arganowy - działa głownie regenerująco i odbudowująco, ale także chroni przez niekorzystnym wpływem promieni UV.
Olej awokado - zawiera witaminy A, B, E, H, K, PP, F, nienasycone kwasy tłuszczowe, aminokwasy proteiny.
Olej z pestek moreli - źródło nienasyconych kwasów tłuszczowych, witamin A, B, E i witaminy B17 która zabija komórki nowotworowe. Poza tym ma właściwości odżywcze, nawilżające, ujędrniające. Bardzo dobrze się wchłania i nie pozostawia tłustego filmu. Stosowany na włosy, wygładza je i odżywia.
Olej sezamowy - jak większość olei ma właściwości okluzyjne, ale także stosowany na włosy czy na skórę, zmiękcza i wygładza.
Witamina E - odżywia, regeneruje, wygładza i zmiękcza włosy.
Pafrum, Limonene, Linalool, Geraniol, Citral - komponenty zapachowe. Są pozyskiwane z naturalnych olejków, choć są one uważane za potencjalne alergeny.

Moje pierwsze wrażenie nie było zbyt ciekawe. Sposób użycia, wskazuje, żeby olejek (maksymalnie jedną pompkę!) nałożyć, na wilgotne włosy i pozostawić do wchłonięcia. A że ja mam długie, dosyć gęste włosy, nałożyłam ze dwie pompki, no i zostawiłam, poszłam spać, no i rano miałam niespodziankę...
Ociążałe i przede wszystkim otłuszczone końcówki...Pozostało zmyć to z włosów, wysuszyć i tyle... 
Następnym razem nałożyłam już niecałą jedną pompkę. Było lepiej, ale dalej czułam, że gdzie nie gdzie końcówki są przetłuszczone, posklejane. Postanowiłam, że najlepiej będzie, jak olejek będę nakładać na włosy 30 min przed umyciem. I to okazało się o wiele lepsze. Już po kilku użyciach zauważyłam poprawę stanu końcówek, są odżywione, znajduję coraz mniej rozdwojonych końcówek no i co najważniejsze - nie są suche. Szczerze mogę polecić Wam ten olejek :-)

Jak widać na moim przykładzie, każdy musi wybadać co będzie dla niego lepsze, jaki sposób aplikacji olejku będzie lepszy dla naszych włosów. No i uważajcie, żeby nie przedobrzyć! :-)


Pozdrawiam




środa, 30 września 2015

SHEFOOT Peeling naturalny do stóp + Krem na popękane pięty EXTRA PLUS

Tak samo jak i latem, jesienią również należy zadbać o wygląd i kondycję skóry stóp. Zwłaszcza, że po lecie, noszeniu odkrytych butów i chodzeniu na boso, skóra naszych stóp, a szczególnie pięt, nagromadziła wiele zrogowaciałego naskórka. Jak sobie z tym poradzić? Na rynku znajduje się wiele specyfików, które obiecują, że po zastosowaniu nasze stopy będą gładkie jak nigdy przedtem. Najbardziej znane w tym momencie są skarpetki złuszczające, których w sklepach jest cały multum.

Ja po jednej, nieudanej próbie, złuszczania skarpetkami, postanowiłam postawić na od niedawna znaną mi markę SHEFOOT, która w swoim asortymencie posiada szeroką gamę kosmetyków i akcesoriów do pielęgnacji stóp, od peelingów, aż po plastry do stóp.
"Zestaw" który wybrałam dla siebie zawiera peeling naturalny i krem na popękane pięty.





Peeling do stóp w swoim składzie nie zawiera żadnych syntetycznych składników ścierających. Zamiast nich, producent używa skruszone pestki oliwek, łupinki orzecha włoskiego i orzecha makadamia. Wygląda to mniej więcej tak:




Poza naturalnymi składnikami ścierającymi, peeling ma w swoim składzie: 
-mocznik, który ma delikatnie złuszczać i zmiękczać martwy naskórek, a także wyregulować proces rogowacenia,
-d-pantenol ma łagodzić podrażnienia, nawilżać i regenerować naskórek,
-gliceryna silnie nawilży naskórek.
Poza tym, wyczytałam w składzie, że zawiera też ekstrakt z pestek grejfruta, który ma właściwości ściągające. Dodatkowo nadaje on peelingowi przyjemny, odświeżający zapach.
Moje wrażenia? Drobinki orzechów same w sobie jakoś mocno nie ścierają martwego naskórka, ale dzięki zawartości mocznika, już po kilku użyciach w połączeniu z kremem z mocznikiem, skóra jest wyczuwalnie bardziej miękka. D-pantenol i gliceryna również spełniają celująco swoje zadanie. Stopy są dobrze nawilżone i wygładzone już po pierwszym użyciu.

Do zakupu kremu, który używam aby wzmocnić efekt wygładzenia, oprócz ceny, skusiło mnie duże stężenie mocznika, które wynosi 30%. Jak wiadomo, mocznik w koncentracji  powyżej 10% działa zmiękczająco, i im wyższe stężenie tym działanie zmiękczające i keratolityczne jest coraz to mocniejsze. Z racji, że przez całe lato tego martwego naskórka trochę się nagromadziło, wiec trochę zmiękczania i złuszczania mi się przyda.
Poza mocznikiem w kremie znajdziemy też w składzie:
-kwas mlekowy, który wygładza skórę  i zmniejsza tendencję do pękania naskórka,
-masło shea ma wzmocnić cement komórkowy i płaszcz hydrolipidowy skóry i zapobiegać nadmiernemu wysuszeniu skóry,
-d-pantenol łagodzi skórę, nawilża i regeneruje naskórek, 
-olej arganowy ma nawilżyć i ujędrnić skórę, a także przyśpieszyć regenerację,
-alantoina ma działać przeciwzapalnie a także ma łagdzić mikropodrażnienia i stymulować proces gojenia się ran.
Działaniem kremu jestem zachwycona! Nie dość że ma odświeżający zapach to już po kilku pierwszych użyciach czułam, że skóra stóp była wyraźnie bardziej miękka i nawilżona. Choć pięt popękanych nie mam, to myślę, że osoby które mają z tym problem, byłyby w pełni zadowolone z działania tego specyfiku.

Połączenie peelingu i tego kremu jest idealnym dla mnie rozwiązaniem. Już po kilku użyciach zauważalny jest efekt wygładzonych i nawilżonych stóp. Polecam dla osób, które będą minimalnie co trzy dni nakładać peeling wraz z kremem, bo tylko przy sumiennym wykonywaniu zabiegu można uzyskać oczekiwany efekt.

Pozdrawiam.

środa, 23 września 2015

Błoto z Morza Martwego WHITE FLOWERS EXPERIENCE

Jak błoto, to tylko z Morza Martwego!

Póki nie spróbowałam maseczek z błota, zawsze przystawałam przy algach mikronizowanych. To one stanowiły dla mnie bombę oczyszczającą, odżywczą dla mojej twarzy.
Podczas 3-dniowego pobytu w Warszawie, w czasie szperania na półkach sklepowych w Rossmannie, znalazłam błoto z Morza Martwego firmy WHITE FLOWERS, które już jakiś czas temu polecała mi koleżanka z pracy. Cena była zachęcająca, więc wzięłam. Co mi tam, warto spróbować :-)





Moje pierwsze wrażenie nie było aż tak złe, jak to opisują w internecie, że śmierdzi, brzydko wygląda itp. Kto stosował algi mikronizowane i błoto, na pewno wie, że algi mają bardziej nieprzyjemny zapach (przynajmniej według mnie). Rozrobiłam półtora miarki z mineralną wodą w miseczce i nałożyłam na twarz. Po chwili poczułam lekkie pieczenie, które z czasem ustępowało.

Gdy nastał czas, by zmyć maskę, lekko zwilżyłam dłonie. Chciałam sprawdzić, czy da radę przy okazji zmywania, zrobić sobie maską peeling. I udało się. Oczywiście, po zmyciu, miałam trochę podrażnioną skórę, ale to normalne przy mojej cerze i przy tego typu maskach, więc nie byłam zaskoczona ani zaniepokojona.

Pierwsze co zauważyłam po zmyciu błotka, oprócz zaczerwienienia, to zwężone i oczyszczone pory. Moje czoło, nos i broda w końcu były czyste, bez żadnych niechcianych zaskórników otwartych. Oczywiście dodatkowo cera była wygładzona i promienna dzięki peelingowi, który udało mi się przy okazji zrobić.







Teraz ogólnie - dla kogo i na co przyda się błoto z Morza Martwego?
Okłady, maski z błota możemy stosować przy łuszczycy, AZS, trądziku, łojotoku, stanach zapalnych i alergicznych skóry. Sprawdza się nawet przy chorobach stawów, chorobach reumatycznych czy kontuzjach stawów i mięśni. Co ciekawe można nawet nakładać maski z błota na włosy w celu uzupełnienia składników odżywczych. Mieszamy wtedy błoto z ciepłą wodą (37-40 stopni) i nakładamy na włosy i wmasowujemy  w skórę głowy.
Dzięki właściwościom pobudzającym krążenie i metabolizm skórny, okłady można nakładać też na okolice ciała, w których występuje cellulit lub rozstępy (wtedy dodatkowo okolicę ciała, na której mamy nałożoną maskę, owijamy folią i pozostawiamy do 40 min).

Oczywiście oczekiwane efekty osiągniemy tylko wtedy, gdy zabiegi te będziemy wykonywać regularnie.

Pozdrawiam.

piątek, 18 września 2015

ActiveLASH L'biotica

Witam wszystkich odwiedzających!

Myśl o założeniu bloga, towarzyszyła mi już od pewnego czasu. Zawsze pojawiało się pytanie - o czym pisać? W końcu zdecydowałam, że połączę kierunek studiów, który skończyłam, czyli kosmetologię, z zainteresowaniami i z blogiem.

Poprzez bloga chciałabym dzielić się z Wami głownie moimi doświadczeniami związanymi z użytkowaniem kosmetyków, wiedzą na temat kosmetyków i zabiegów kosmetycznych, która nabyłam w czasie studiów. Jest to początkowy zarys, tego co chciałabym zawrzeć w treści mojej strony, ale z biegiem czasu pojawią się pewnie nowe tematy, które chciałabym poruszyć.

Na początku chciałabym Wam pokazać mój zakup sprzed około 2 tygodni. Jest to serum stymulujące wzrost rzęs ActivLASH firmy L'biotica. Już dawno temu 'modne' było stosowanie tego typu specyfiku, lecz ja dopiero teraz odważyłam się go spróbować. Promocyjna cena i dobre opinie wśród stosujących tę odżywkę, a także mało skomplikowany skład, zachęciły mnie do zakupu.




W składzie serum znajduje się:
-Aqua - woda
-Hydroxyetyloceluloza - opowiada za konsystencję serum. Stabilizuje emulsję, czyli pilnuje, aby składniki nie rozwarstwiały się, a także przedłuża trwałość kosmetyku.
-Pantenol - ma działanie przeciwzapalne, łagodzące, a także przyśpiesza proces regeneracji włosów.
-Bimatoprost - prostamid uzyskiwany syntetycznie. Naśladuje działanie występujących naturalnie w organizmie człowieka substancji regulujących ciśnienie wewnątrzgałkowe w oku. Stosowany jest w kroplach do oczu dla osób cierpiących na jaskrę. Jednym z działań nieporządanych jest nadmierny wzrost rzęs, i to właśnie dlatego substancja ta tak często i chętnie jest używana przez producentów w preparatach przyśpieszających porost rzęs. Niestety posiada też działania, które są niezbyt dobre dla naszego zdrowia... Należą do nich między innymi - przekrwienie spojówek, świąd, alergie, pogorszenie ostrości widzenia, bóle itd.
-Arginina - aktywuje wzrost rzęs i przedłuża ich okres wzrostu.
-Keratyna hydrolizowana - uzupełnia niedobór składników budulcowych a także zwiększa elastyczność, sprężystość i gęstość włosów.
-Kwas mlekowy -  ma działanie nawilżające i zmiękczające skórę, dzięki czemu substancje aktywne mogą szybciej wnikać wgłąb skóry.




Bardzo mile zaskoczyło mnie wewnętrzne opakowanie serum.





Jak widać producent zadbał o elegancki wygląd swojego produktu. Na pewno zachęca do zakupu i daje wrażenie wysokiej jakości towaru.



Aplikacja? Typowy pędzelek typu 'eyeliner' dzięki któremu łatwo rozprowadzimy serum na powiece górnej przy linii rzęs.

Serum stosuje już około 2 tygodni. Niestety nie zrobiłam zdjęcia rzęs przed rozpoczęciem stosowania specyfiku... Bardzo tego żałuję, ponieważ miałabym porównanie. Ale mogę Wam powiedzieć, że już powoli zaczynam zauważać małe zmiany, Rzęsy zdają się być dłuższe i gęstsze... Na spektakularny efekt muszę jeszcze trochę poczekać, i mam nadzieję, że nie będę żałować  :-)

Pozdrawiam.